Performans - MY, DZIECI Z DWORCA PKS, Michał Kowalczys
Schedule
Mon May 26 2025 at 06:00 pm to 09:00 pm
Location
Instytut Grotowskiego | Wroclaw, DS
Advertisement
Michał Kowalczys - My, dzieci z dworca PKS26.05.2025, godz. 18:00
Sala Teatru Laboratorium Instytutu Grotowskiego
Rynek Ratusz 27, 50-101 Wrocław
NA WYDARZENIE OBOWIĄZUJĄ ZAPISY - LICZBA MIEJSC OGRANICZONA
WSZYSTKIE MIEJSCA ZAREZERWOWANE
„My, dzieci z dworca PKS” to interdyscyplinarny projekt poetycki realizowany w ramach części artystycznej dyplomu magisterskiego na Akademii Sztuk Pięknych im. Eugeniusza Gepperta we Wrocławiu, w Pracowni Sztuki w Przestrzeni Publicznej, prowadzonej przez prof. Tomasza Opanie, dre Liliane Zeic oraz Jarosława Słomskiego. Jest to esej artystyczny traktujący o wspomnieniach współczesnej, dysfunkcyjnej młodzieży w relacji do doświadczeń romantycznych rozczarowań. Zamysłem jest niechronologiczne dopisywanie fragmentów, które wzbogacają narrację czytań performatywnych wykonywanych w wielu instytucjach kultury w kraju m. in. w Galerii Labirynt w Lublinie, czy Teatrze KTO w Krakowie. Działanie nasycone jest gestami oraz rekwizytami, służącymi jako przyszłe obiekty ekspozycyjne. Zbiory dokumentacji posłużą jako materiał do eksperymentalnej formy wideo eseju, który po części ma być ilustrowany działaniami dokamerowymi oraz scenami fabularyzowanymi. Praca jest kontynuacją poszukiwań strategii na używanie słowa jako materii sztuki, które rozpocząłem przy pracy nad wystawą „Nostos: Powrót do domu” w Gdańskiej Galerii Miejskiej, kuratorowanej przez Marię Sasin i Diane Ronnberg. Treść samego tekstu to próby badania tożsamości miast Wrocławia i Gdańska z autorskiej perspektywy, która jest ściśle zdeterminowana literacką spuścizną Agnieszki Osieckiej, Michała Witkowskiego, performerską praktyką Ewy Zarzyckiej oraz odniesieniami do Pisma Świętego. Praca jest hiperboliczną formą pamiętnikową, którą następnie przekładam na język wizualny w celu przepracowania frustracji związanej z normatywnym porządkiem wymiaru współczesnej kultury.
fragment tekstu:
Jednego razu zaczepił mnie bezdomny na dworcu chcąc wyprosić o papierosa i chwile rozmowy, a że mi jadaczka się nie zamyka i lubię obcych to z łatwością przyszło mi zaprosić do chwili wymiany zdań. Trafiłem nie na byle kogo, bo Chrystus z jakimś aniołem właśnie ostatnio go uraczyli nawiedzeniem. Podobno Jezus ma klucze do Wrocławia i z tym anielskim przydupasem latają gdzieś po mieście, tak przynajmniej twierdził nowo poznany znajomy. W tamtym momencie bardziej prawdopodobne mi się wydawało, że ziomek mówiący to zejdzie na zapaść amfetaminową, a nie że z bogiem się spotyka na browara, dopóki sam na niego nie wpadłem. Po kolei. Trafiłem do czyśćca, taki beforek. Z trzy shoty tequili, dwa cydry do popicia papieroska, jedno spotkanie z Romeo co też akurat zdechł i szybkie spławienie, bo nie mam siły na bajere. Mam ze sobą Adama, chociaż to nie ja byłam Ewą, byłem Michał, byłam Michał, nie wiem kim dla niego byłom. Później tradycyjny rys wniebowstąpienia się załamał, bo trafiliśmy do Sodomii i Gomory, i tam było naprawdę miło. Zaskakująco spokojnie. Parę wykręconych mord na backstage'u, wszystkie serdeczne i skore do poczęstowania bliżej nieokreślonym specyfikiem. Na parkiecie piękne młode osoby, zero śliskich typów co się prują i ta nasza rajska dwójka beznadziejnie złączona ze sobą kajdankami przypaleń od peta. Nie siedzieliśmy tam długo, bo jeszcze na godzinę piątą mieliśmy dojechać na after, ale nie afterparty, bardziej afterlife. Wspinamy się po schodach oskubanej z cementu klatki, potykając się o szczury, które pełniły rolę cherubinków. Na szczycie On. Ten On. Nie jeden a dwóch. Nasze pierwsze spotkanie. Jezus: wrocławski piroman, ze słabością do gorzały. Jeden podrygiwał coś głową zawieszony na krzyżu pochłaniany przez ognie piekielne. Drugi mnie ubawiony zaczepia, że patrz, że beka jak sobie tam wisi, że chodź się napić, że fajnie że ich odwiedziłem i tak dalej. Brakowało łotra Dyzmy, ale gdyby się pojawił, to któryś z Jezusów musiałby powiedzieć „zaprawdę powiadam ci dziś będziesz ze mną w raju”, a tak stać się nie mogło bo do raju powrotu nie mieliśmy. W tejże sytuacji ja się jeszcze chwile pokręciłem z koleżankami, a mój kochany Adam zasnął ogrzewając się płomieniem ze stosu palonego Pana. A ten Jezus to miał tak naprawdę na imię Mirek.
Advertisement
Where is it happening?
Instytut Grotowskiego, Rynek-Ratusz 27,Wroclaw, PolandEvent Location & Nearby Stays:
Know what’s Happening Next — before everyone else does.